Dziś zajmiemy się kolejnym błędem językowym, który na dobre zadomowił się w
mowie (w piśmie na szczęście nie), a który z całą pewnością niepotrzebnie jest
akceptowany. Chodzi o słynne włanczanie
i wyłanczanie.
To, że jakaś forma jest rozpowszechniona i często słyszana nie oznacza
wcale, że musimy się do niej przyzwyczajać i powoli uznawać za dopuszczalną.
Gdyby tak było, język polski byłby niczym zachwaszczony ugór. A przecież każdy
dobry gospodarz powinien dbać o swoje pole. Dbajmy zatem i my, wszak nasz język
jest dobrem wspólnym.
Wróćmy jednak to włanczania. Co
ciekawe niektórzy „domorośli językoznawcy” uważają, że użycie takiej formy jest
konieczne, aby rozróżnić czynność wykonywaną jedno- lub wielokrotnie, np. włączyć raz, ale stale włanczać. Takie tłumaczenie nie ma racji bytu, bowiem kontekst
wypowiedzi pozwala na wychwycenie czy opisywana czynność była wykonana raz czy też
miała charakter powtarzalny. Ponadto również gramatyka ma tu swoje do dodania.
Na przykład w zdaniu Codziennie rano
włączam komputer wiemy, że jest to czynność powtarzalna. W przypadku
czynności jednokrotnej używamy czasownika w formie dokonanej włączyć np. Rano włączyłem komputer.
Tłumaczenie, jakoby włanczać pomagało
rozstrzygać o powtarzalności czynności należy zatem uznać za bardzo naciągane i
nie powinno mu się dawać wiary.
Reasumując poprawne są wyłącznie takie formy: włączać/włączyć, wyłączać/wyłączyć;
przełączać/przełączyć; złączać/złączyć; dołączać/dołączyć.
Takim formom, jak: włanczać, wyłanczać, złanczać, dołanczać, przełanczać mówimy stanowcze NIE!
Zresztą już sam zapis tych słów wygląda nie najlepiej i wzbudza wątpliwości.
Dla łatwiejszego zapamiętania poprawnej wersji wystarczy pomyśleć o
włącznikach (w domu, samochodzie, sprzęcie elektronicznym itp.). Nikt przecież
nie ma w domu włancznika i wyłancznika światła :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz